Ś. Hiacynta Mariscotti. 30 Stycznia

Święta Hiacynta Mariscotti 30. Stycznia

Urodzona w 1585 roku w Państwie Kościelnym, na chrzcie św. dostała Imię Helena. Pierwsze jej lata dziecięce wróżyły wielką pobożność, roztropność i świętobliwość, lecz w lat kilka tak się zmieniła, że trudno ją było poznać — piękna, światowa, gorąco pragnęła rzucić się w wir zabawy, aby być chwaloną i podziwianą, głównie zaś marzyła o świetnym związku, który by pychę jej i dumę zadowolił — lecz dziwnym zbiegiem okoliczności , doznała zawodu, i podczas, kiedy jej młodsza siostra świetnym stanowiskiem się cieszyła – Helenie nikt się nie trafiał, co w taki ją gniew wprawiało, że najprzykrzejsze usposobienie wyrodziło w pożyciu z drugimi — w końcu, uległszy namowom Rodziców, wstąpiła do klasztoru Klarysek III zakonu, w którym jej dano imię Hiacynta, lecz zamiast zapomnieć o świecie, zabrała go z sobą do klasztoru; zaraz na wstępie oświadczyła, że w ubogiej celi mieszkać nie będzie, a urządziwszy się jak najwspanialej, rozłożyła w swej celi na stołach marmurowych bogactwa swoje i kosztowności; z niesmakiem i niechęcią brała udział w nabożeństwach i religijnych praktykach, wymawiając się od nich przy każdej sposobności — i ze wstrętem odrzucała wszelką możność poznania Reguły Zakonu, do którego wstąpiła i ani namowy zakonnic, ani przedstawienia przełożonych nie mogły ją do tego nakłonić. Takim życiem żyła przez lat 10 w klasztorze gorsząc swe towarzyszki, wówczas Bóg spojrzał na nią miłosiernym okiem i sprowadził do tegoż klasztoru świętobliwego zakonnika Antoniego Bionchetti, a właśnie siostra Hiacynta niebezpiecznie chora, z wielką rozpaczą przyzywała spowiednika. X. Antoni przybiegł, lecz widząc celę zakonnicy z takim zbytkiem urządzoną, nie chciał jej spowiadać — „porzuć to wszystko” — rzeki jej świętobliwy sługa Boży — „pokutuj i rozmyślaj o Niebie, a wówczas i łaska Boża „do serca twego wstąpi.” I tak się też stało.

Święta Hiacynta usłuchała roztropnej rady i calem sercem nawróciła się do Boga, ze światowej i grzesznej zakonnicy, stała się najprzykładniejszą pokutnicą, a pokuta jej była najczystszym wzorem miłości Boga i poświęcenia dla drugich; oddawszy wszystko co posiadała Przełożonej, przywdziała najgorszy habit z całego klasztoru z wielką skruchą przeprosiła towarzyszki za dane zgorszenie i spowiedź z całego życia odprawiła; od tej chwili dusza jej pałała chęcią umartwiania się, a serce pragnęło zjednywać Bogu jak najwięcej dusz Z chwilą swego nawrócenia, cela jej stała się najuboższą ze wszystkich ; dzień i noc ciało swe pokutami trapiła, obuwia wcale nie nosiła, każdego Piątku garść soli do ust kładła dla uczczenia pragnienia P. Jezusa — chleb i wodę tylko za cały pokarm używała, biczowała się bezprzestannie. Zakonnice z nią żyjące, widząc jej niezwykłe umartwiania i upokarzania się, nazywały ją szaloną, wariatką i nie szczędziły jej obelg, które z anielską cierpliwością znosiła, mówiąc, że na takowe zasłużyła; pokorę, tę anielską cnotę praktykowała w najwyższym stopniu. Pisała raz do pewnej zakonnicy: ubiegło lat 14, jak zmieniłam sposób życia, przez ten przeciąg czasu zdarzało । się, że 40 godzin z rzędu się modliłam — a więcej niż kiedykolwiek, czuję się być daleką od prawdziwej doskonałości. Pewnego razu, młoda osoba przybywszy do klasztoru, a nie znając siostry Hiacynty, wyraziła się o niej z największymi pochwałami, — na co ona odrzekła: „mylisz się Pani — ludzie częstokroć błędnie sądzą — ta zakonnica jest największą grzesznicą.”

Bóg za tyle zaparcia, dał jej moc robienia cudów, lecz święta opierała się temu z całych sił, czując się niegodną tej łaski. Modlitwami swymi wyjednywała rozliczne nawrócenia, wielką ilość klasztorów zreformowała, pisując do Przełożonych listy pełne namaszczenia i ducha Bożego, zewsząd proszono ją o radę i o modlitwy; więźniowie i chorzy byli głównym celem jej pobożnego starania — dzień i noc niosła im pomoc i pociechę. Litując się nad biednymi, mawiała o nich: „kiedy biedni cierpią, Maryja Królowa w Niebie płacze — a potomkowie bogatych, którzy mimo przechodzą, nie udzielając miłosierdzia potrzebującym — przeklęci są od Boga.”

Na kilka miesięcy przed śmiercią czuła, iż miłość Boża ją całą strawiła i że to był znak, że wkrótce do Nieba powołaną zostanie, jednak nie przestawała do ostatniej chwili prowadzić życia umartwionego; co noc odwiedzała siedem kaplic zakonnych, znajdujących się w dziedzińcu klasztornym — tam się biczowała, modliła i łzy nad przeszłymi grzechami wylewała.

29 Stycznia przygotowała się z całą dokładnością na śmierć, a wieczorem 30 Stycznia 1640 roku, zasnęła w Panu, mając lat 54; pochowano ją w grobach klasztornych — ogólny żal, i płacz wybuchł w Witerbii na wiadomość o jej śmierci, chwytano i porywano na pamiątkę habit jej i welon — pocięto je na drobne kawałki, którymi biedni i chorzy się ratowali. W tydzień po śmierci S. Hiacynty, dziecko chore na trąd uzdrowione zostało na jej grobie; także krewny kardynała Mariscotti Andrzej Cecconi, posłany przez Ojca św. na misje do Hiszpanii, w podróży swej wpadł do rzeki, a widząc się bliskim utonięcia, wezwał na pomoc zmarłej Hiacynty i nagle uczuł się porwanym ręką niewidzialną tak, że mógł szczęśliwie do brzegu przypłynąć.

Ponieważ z dniem każdym świętobliwość błogosławionej Hiacynty się utwierdzała — kardynał Urban Bachetti, biskup Witerbski, ustanowił w 1688 roku na jej cześć solenną procesję i prosił Papieża Aleksandra VIII, aby ją kanonizował, prośba ta została poparta przez cały zakon św. O. Franciszka, przez samego Cesarza, Króla Hiszpańskiego i Polskiego i przez wielu książąt, a w roku 1807 Pius VII uznał ją za świętą.